Kiedy słyszę kolejne pytanie „co sądzisz o danej marce”? Albo „co sądzisz o danym kremie” zaczynam toczyć pianę z ust. Oczywiście w mojej głowie, bo jestem na tyle profesjonalna, żeby nie rzucać łaciną kuchenną publicznie, ale czasami mam ochotę. Dlaczego? Zaraz Ci wytłumaczę…
Żyjemy w takich czasach, że kiedy mamy wątpliwość, pytanie, nie wiemy, co zrobić, sprawdzamy to w Internecie. Wszechobecny i wszechwiedzący (w naszym mniemaniu) Internet umożliwia nam znalezienie odpowiedzi na praktycznie każde pytanie, a nawet zdiagnozowanie własnej choroby. Nie oceniam tego, sama zachowuję się podobnie, stwierdzam fakt.
Jednak takie zachowanie powoduje, że ograniczamy zastanowienie się (refleksję) nad informacjami, które otrzymujemy z Internetu. Bierzemy to wszystko i uznajemy, że jest prawdą. To powoduje, że często kupujemy bez sensu, podejmujemy decyzje bez sensu, bo są one podejmowane na podstawie informacji dotyczących innych osób, często całkowicie niedotyczących naszych problemów, ale też w jakiejś części niewiarygodne. Co ciekawe, nikt nie wyciął nam umiejętności analizy z mózgu. Ciągle ją mamy, pomimo ogłupienia socialmediami (i znowu stwierdzam fakt, nie oceniam, choć może dobrze, oceniam na swoim przykładzie, bo po godzinie szukania informacji w Internecie czuję się ogłupiona, szczególnie, gdy czytam sprzeczne informacje na dany temat). Ale właśnie wtedy włącza mi się refleksja – nie mogę uznać, że obie strony mają rację. Albo ktoś się myli, albo jeszcze nie mam wszystkich informacji. Czyli szukam dalej i analizuję zdobywaną wiedzę. A jak trzeba to szukam kogoś, kto mi w tym pomoże.
Kosmetyki są… fajne? ;/
Opisane przeze mnie zachowanie bardzo mocno odzwierciedla się w przypadku kosmetyków. Jesteśmy zalewane informacjami od blogerek, youtuberek itp, jakie te kosmetyki są „fajne”. Szukając składów kosmetyków, bardzo często trafiam na kilka artykułów dotyczących danego produktu i są one takie same! Bo są kopią deklaracji marketingowych producenta sparafrazowane na potrzeby danego bloga. Ale skoro są fajne, to trzeba kupić, bo na pewno dla mnie też będzie to fajny produkt.
Oczywiście inne określenie też są używane, ale zasadniczo wydźwięk prawie zawsze jest taki:, „że to jest fajny kosmetyk”. Efekt jest taki, że kolejny artykuł jest napisany bezrefleksyjnie, bez zastanowienia czy to, co jest w nim przekazane nie wyrządzi komuś szkody. Ale tak to funkcjonuje, liczą się liczby: komentarzy, polubień, unikalnych użytkowników – dostosuj się lub zgiń.
Pielęgnacja… płytki temat
Przeglądałam ostatnio książkę w empiku (niejedną, prywatnie uwielbiam książki i nie potrafię czytać ebooków, ani słuchać audiobooków). Wspomnianą książkę napisała jedna z blogerek o urodzie, pielęgnacji, makijażu, kobiecym pięknie. Krótko ją przeglądałam, bo po kilku pierwszych stronach, na których autorka wyjaśnia, dlaczego na początku wstydziła się być blogerką urodową, (bo przecież uroda i pielęgnacja to takie płytkie tematy), potem przechodzi do omawiania pielęgnacji na SWOIM PRZYKŁADZIE. Co Tobie po pielęgnacji na JEJ przykładzie. Przecież nie masz TAKIEJ SAMEJ SKÓRY.
To pierwsza rzecz, która uderza. Druga, to kwestia „płytkości tematu pielęgnacji”.
My, Kobiety, płeć piękna, w dużej mierze niezadowolone z własnego wyglądu i nieakceptujące go, (bo mamione sztucznymi obrazkami), uważamy temat pielęgnacji naszego ciała (szeroko pojętej pielęgnacji) za PŁYTKI?!!!
To teraz jest jasne: płytki temat, na wszelki wypadek kupię fajny krem, może zadziała (zwykle nie lub tylko na chwilę). Nie dziw się, że dalej nie jesteś zadowolona z tego, co masz, skoro traktujesz to „płytko”.
I tak wiem, podniosą się głosy i pojawią się komentarze, że Ty tak nie myślisz.
W sumie to mam nadzieję, że tak będzie– bo od dwóch lat swoją pracą uczę czego innego, mam nadzieję, że to nie idzie na marne.
Więc nie obrażaj się, jeśli czujesz, że te słowa Cię nie dotyczą. Jesteś jedną z ponad 2800 kobiet, z którymi pracuję w grupie czy w trakcie indywidulanych konsultacji. Ale kobiet są MILIONY!!! I te miliony niestety tak działają – bo tak zostały nauczone.
Spłycamy problem, ale on jest i widać to wyraźnie, kiedy pojawiają się bardzo silne emocje, a nawet łzy w trakcie konsultacji ze mną. Nagle słyszę „nienawidzę swojej skóry”, „odkąd pamiętam prowadzę z nią wojnę”, „właściwie to nigdy nie byłam z niej zadowolona”. To NIE JEST PŁYTKIE, TO NIE JEST BŁAHE. TO JEST MEGA, ABSOLUTNIE WAŻNE -BO TO JEST CZĘŚCIĄ CIEBIE.
Piana z ust, bo…
I teraz Ci wyjaśnię, dlaczego toczę wirtualną pianę z ust, gdy słyszę pytanie, „co sądzisz o kremie?”, „Co sądzisz o marce”? To, co JA sądzę o kremie czy marce NIE MA KOMPLETNIE ZNACZENIA…. Jeśli NIE ZNAM TWOJEJ SKÓRY!!!! I jeśli nie wiem, czego oczekujesz od tego produktu. Czego Twoja skóra potrzebuje i jakiego produktu oczekuje, by zrealizować swoje potrzeby.
Moja ocena tego produktu bez znajomości Twojej skóry nic Ci nie da. Wielokrotnie już pokazywałam, że krem o dobrym składzie ciężko umieścić w jakiejkolwiek pielęgnacji. Dopiero, kiedy połączysz znajomość swojej skóry i konkretny krem – można ocenić czy ze sobą współgrają. A w takiej sytuacji Twoje pytanie powinno brzmieć „Mam skórę taką, moje priorytety pielęgnacji są takie. Oczekuję od tego kremu x, y, z, czy ten skład spełni moje oczekiwania?” Dlatego zachęcam Cię też do przedstawienia swojej skóry [TUTAJ]
Co ważne, to, że jeden krem z danej marki sprawdza się na Twojej skórze, nie oznacza, że każdy produkt z tej marki zrobi to samo.
I na koniec…
Wybrałam sobie trudny zawód po pierwsze wprowadzając na rynek polski nową usługę, ale nawet bardziej ze względu na to, że próbuję złamać dotychczasowy schemat. Chcę zmusić kobiety do refleksji (nie do myślenia, to większość z nas potrafi), ale do zastanowienia się, jakich wyborów dokonujemy, jakie decyzje podejmujemy w związku z naszą skórą, w związku z naszym pięknem. Na tym polega ŚWIADOMA PIELĘGNACJA i zarządzanie nią. To, dlatego zachęcam Cię do stania się MENADŻERKĄ SWOJEJ SKÓRY. Obecne czasy nas tego oduczyły, podążamy bezmyślnie za trendami czy czyimś głosem. Czas to zmienić.
I wiem, pomyślisz, że wrzucam na Twoje barki kolejny ciężar, bo przecież tamto podejście jest prostsze. Niewątpliwie tak. Ale czy Twoje piękno nie jest sprawą wartą odrobiny zaangażowania? Twoje dobre samopoczucie i poczucie szczęścia nie jest tego warte?
Poza tym każde początki są trudniejsze: nauka chodzenia, jeżdżenia na rowerze, pływania, języków obcych, pierwsze podróże… a potem z każdym kolejnym krokiem, machnięciem nogi, pociągnięciem rowerowego pedała, z każdym wyjazdem jest ciekawiej, prościej i bardziej ekscytująco. Skoro z tamtymi rzeczami jest warto, to może warto jest i z pielęgnacją? Jak sądzisz?
Ps. Jeśli się zgadzasz z tym, co napisałam, jeśli czytając moje słowa o zmianie podejścia i wagi do naszego, kobiecego piękna, poczułaś, że to jest warte zastanowienia/wprowadzenia w życie – zostań nie tylko menadżerką swojej skóry, ale też ambasadorką tego projektu. Zostań Ambasadorką Skin Eksperta i poszerzaj grono kobiet, które będą zmieniały swoje podejście do piękna i pielęgnacji.
Udostępnij im ten artykuł, zaproś na fanpejdż i do grupy i zmieniaj swoją skórę. Ja jestem od tego, by Cię w tym wesprzeć ?
Miłego dnia
Agnieszka Zielińska
Twój Skin Ekspert