Ostatnio panuje trend na stosowanie coraz bardziej naturalnych kosmetyków, bez tak zwanej chemii. Czy rzeczywiście sa one lepsze? Czy są bez chemii i mozna je stosowac bezkarnie? Czy nie mylimy trochę pojęć nakręceni przez marketing, który, pamiętajmy, ma na celu stworzyć w nas potrzebę zakupu i spowodować zwiększenie sprzedaży?
Sprawdźmy to!
Zaczęłabym trochę od odczarowania tej „chemii”, bo przecież chemia to wszystko to, co nas otacza, to nawet nasz organizm i nasza skóra, która jest chemią i zachodzą w niej procesy chemiczne. Tak, wiem, chodzi o składniki typu konserwanty, rozpuszczalniki, barwniki, substancje zapachowe, choć nie tylko, bo o składniki aktywne wytwarzane syntetycznie. Krótko mówiąc im bardziej naturalne, tym lepsze…czyżby?
Zacznijmy od tego, że duża część trucizn, alergenów, substancji fotouczulających ma pochodzenie naturalne. Mogą one działać drażniąco, parząco na skórę, wyciągi z roślin to przecież skomplikowane związki chemiczne, które oprócz tych pożądanych substancji mogą mieć niepożądane czy toksyczne działanie na skórę. Weźmy przykład rośliny, która się nazywa rącznik, (łac. Ricinus communis), coś świta, prawda? Ta roślina oprócz znanego nam oleju rycynowego zawiera truciznę – rycynę (o toksyczności porównywalnej do sarinu).
Musimy pamiętać, że rośliny mają różne możliwości, różne związki i nie jest zawsze to proste oddzielenie jednego od drugiego, bo my nawet takiej wiedzy nie posiadamy. Tego, co jest w roślinach egzotycznych, które sprowadzamy z Afryki, z Azji, z Ameryki Południowej, nawet jeszcze w pełni nie znamy.
To oczywiście nie oznacza, że produkty typowo syntetyczne, z dużą ilością konserwantów, emulgatorów, sztucznych emolientów, że one są najlepszym rozwiązaniem dla skóry. Oczywiście, że nie. Jestem pierwszą osobą, która powie: im mniej substancji takich dodatkowych, tym lepiej. Bo skoro wzmagamy przenikanie substancji przez skórę, chcemy żeby nasza pielęgnacja aktywnie zadziałała, to również zwiększamy przenikanie tych złych substancji a one też mogą drażnić naczynia krwionośne, drażnić zakończenia nerwowe i spowodować reakcję skóry.
Jednak musimy spojrzeć na te produkty bez przysłowiowych klapek na oczach, bez myslenia tylko czarne albo tylko białe. Nie chcę robić reklamy książce, ale te pięćdziesiąt odcieni szarości do kosmetyków też można odnieść 😉
Czym jest kosmetyk naturalny?
Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale kosmetyk naturalny de facto nie jest prawnie zdefiniowany i każda firma może nazwać tak swój produkt. Co oznacza, że może tutaj dochodzić do dużych nadużyć a my, gnani pędem naturalności i w dobrej wierze kupujący produkty bez tak zwanej chemii, możemy kupić produkty, które absolutnie nie będą dobre dla naszej skóry, pomimo tego, że na opakowaniu będą miały słowo kosmetyk naturalny.
Czym zatem jest kosmetyk naturalny? Czy można go w jakikolwiek sposób zdefiniować, żeby pomóc nam dokonywać właściwych wyborów? W ujęciu klasycznym, w kosmetyce naturalnej używa się wyłącznie:
a) nieprzetwarzanych chemicznie materiałów roślinnych,
b) substancji pochodzących od zwierząt żywych takich jak lanoliny, mleka i jego przetworów czy produktów pszczelich
c) substancji nieprzetwarzanych chemicznie – surowców mineralnych czyli glinek, soli, szlamów, błota.
Zatem kosmetyki naturalne nie powinny również zawierać syntetycznych barwników i konserwantów. Spora grupa substancji dopuszczonych do użytku w kosmetykach, również naturalnych, wcale nie jest taka naturalna i niewinna, jak można by sądzić. Wiele z nich może powodować podrażnienia skóry, niektóre odkładają się w komórkach skóry lub przechodzą jeszcze głębiej, do tkanek podskórnych albo są podejrzane o działanie rakotwórcze.
NIE MA żadnej normy określającej, jakie ilości substancji naturalnych musi zawierać kosmetyk, by nazwać go kosmetykiem naturalnym. Dlatego właściwie wszystkie kosmetyki zawierające wodę, można nazwać kosmetykiem naturalnym.
A producenci wykorzystują te możliwości bez zahamowań. Możemy oczywiście, nie ufając deklaracjom marketingowym, spojrzeć na listę składników aktywnych, tak zwaną listę INCI i przeczytać sobie składniki, ale po pierwsze: nie robimy tego, bo nie wszystkie nazwy łacińskie znamy, a nawet powiedziałabym większości nie znamy.
Po drugie: tu też są możliwości obejścia i pokazania nam, że składniki aktywne są dużo bardziej aktywne niż nam się wydaje, jest ich dużo więcej i INFORMACJA, która na pewno was bardzo zadziwi – firmy produkujące/ sprzedające surowce (składniki aktywne) oferują te składniki JUŻ z konserwantami, których później na składzie INCI wcale nie mamy.
WNIOSEK: skład też nie gwarantuje nam pełnej naturalności produktu.
Zdziwiona? Wkurzona? Ja tak, nawet nie trochę. Nie lubię jak się mnie robi w „balona”
A co z konsystencją kosmetyku?
Sama kompozycja kosmetyku, żeby on rzeczywiście miał formę kremu, emulsji wymaga emulgatorów, wymaga składników, które stworzą tą jednolitą konsystencję. W związku z tym te emulgatory muszą się w tym kosmetyku znaleźć (chyba że są to same oleje) i one wcale nie muszą być roślinne, tu może producent już pójść w bardzo tanią opcję i wybrać typowo syntetyczne składniki, niekoniecznie jakoś bardzo eksponując ten brak naturalności w składzie.
Jednym z kryteriów wyboru dla nas czy przez nas kosmetyku naturalnego powinien być fakt, że producent powinien umieścić w produkcie naturalnym surowce z założenia i z definicji nieszkodliwe i nie działające drażniąco na skórę. No i tu pojawia się problem, dlatego że ilość wyciągów roślinnych, która pojawia się w takich produktach, ilość olejków eterycznych niestety nie gwarantuje stuprocentowej neutralności tego produktu, ponieważ nasze skóry bardzo często są już podrażnione, już źle pielęgnowane i nałożenie sobie takiej dużej ilości, skomasowanej ilości produktu naturalnego może wywołać podrażnienie. I w tym momencie nawet nie będziemy wiedziały, co tak naprawdę to podrażnienie wywołało.
Czy w takim razie w ogóle jest możliwość wyboru kosmetyku, który będzie rzeczywiście naturalny, bez tej tak zwanej chemii, który rzeczywiście można będzie nazwać kosmetykiem naturalnym?
Oczywiście, że tak, jest coraz więcej takich firm, które rzeczywiście dbają o to, żeby te składniki były dobrze dobrane, ale pamiętajmy – produkt, który ma datę ważności rok czy dwa absolutnie nie może być bez konserwantów. Żaden producent sobie nie pozwoli na ryzyko, że po roku stania produktu na półce konsument weźmie taki produkt i ten produkt, nie daj Boże, będzie zepsuty czy spowoduje podrażnienie, reakcję alergiczną. To jest ryzyko, które niestety jest zbyt duże i nie tylko dlatego, że dany konsument będzie niezadowolony i ponownie tego produktu nie kupi.
Pojawiają się ostatnio marki, które deklarują, że trwałość produktu nie tylko po otwarciu, ale w ogóle trwałość produktu to około miesiąc czy dwa miesiące i to są marki, którym na pewno warto się przyjrzeć, jeżeli rzeczywiście bardzo mocno chcesz mieć produkty typowo naturalne. Ja to też zrobię w cyklu „Kosmetyczne Obiecanki Cacanki”.
Zachęcam cię również do tego, żeby zacząć dobrze wybierać produkty które odrobinę tej chemii zawierają, tej dobrej chemii, bo chemia jest nam potrzebna i chemia nas otacza każdego dnia i dzięki temu tak naprawdę Twoja skóra może lepiej funkcjonować, być zdrowsza i nie mieć problemów. I wcale nie oznacza to, że nie można połączyć jednego z drugim.
W kwestii wyboru dobrych produktów, jestem do Twojej dyspozycji 🙂
Agnieszka Zielińska
Twój Skin Ekspert
Jeśli masz pytania/wątpliwości/uwagi do tego artykułu możesz je napisać w komentarzach lub na fanpage Skin Ekspert.
Zapraszam Cię też do grupy Mam piekną zdrową skórę ze Skin Ekspertem.