Przeciętnemu człowiekowi bakterie kojarzą się z zakażeniem lub chorobą. Mogą też kojarzyć się odwrotnie z tymi zdrowymi, dobrymi bakteriami z jogurtów, probiotyków czy ogórków kiszonych. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że bakterie mogą być również w kosmetykach? Tych, które nakładamy każdego dnia na naszą skórę? I tak jak pokazano to w animowanym filmie „Było sobie życie” one tylko marzą o przedostaniu się przez naszą skórę do naszego organizmu i wywołaniu spustoszenia. Powinnyśmy się bać? Przestać używać kosmetyków? To pytanie nie jest takie bezzasadne.W dobie produktów „naturalnych”, bez konserwantów, możliwość skażenia mikrobiologicznego jest większa niż nam się wydaje.
W założeniu sprawa jest prosta. Producenci kosmetyków dbają o ich czystość, stosując, no właśnie, konserwanty. Tak, te złe, szkodliwe, wstrętne, mające mega złą passę, będące podstawą chemii, tej negatywnej chemii, której w kosmetykach nie chcemy. Czy konserwanty rzeczywiście są tak złe? I co sie dzieje gdy ich nie ma?
Cały temat nie jest już taki prosty. W dużej mierze się zgadzam z tym, że im mniej konserwantów, tym lepiej, albo jeszcze inaczej: im mniej chemii, tym lepiej. Tylko ta chemia to nie tylko konserwanty. To też dużo szctucznych substancji zapachowych czy emulgatorów najczęściej obecnych w najbardziej popularnych markach kosmetycznych. Nie tylko nie dają żadnego pozytywnego efektu,ale mogą wywołać alergię kontaktową.
Czy bez konserwantów jest lepiej niż z konserwantami?
Zacznijmy od tego, czy wiesz, przed czym mają chronić naszą skórę konserwanty?
Każdy kosmetyk przechodzi tzw. badania mikrobiologiczne. W trakcie tych badań sprawdza się czy kosmetyk nie jest już skażony i czy jest w odpowiedni sposób chroniony, gdy będziemy go używać. Kosmetyk może być skażony na dwa sposóby: przez surowiec, czyli jeden ze składników oraz przez człowieka. Tak, tak, 70 % skażeń mikrobiologicznych jest wywołanych przez człowieka. Dlaczego? Bo wiekszość z nas nie myje lub źle myje ręce…fuj…
W ferworze trendów naturalnych zapominamy o bardzo „zjadliwych”, bakteriach, które mogą w kosmetykach się znaleźć: o gronkowcu złocistym, paciorkowcu, o pałeczce ropy błękitnej, o grzybach, jak candida albicans czy po prostu o pleśni. To właśnie przed tym wszystkim mają chronić kosmetyki konserwanty. Co jeżeli ich nie będzie? Co jeżeli dołączymy do tego fakt, że nie zawsze mamy idealnie czyste ręce wkładając palce do kosmetyków, że po prostu nasze ciało jest pełne bakterii, bo te bakterie z nami współżyją i tworzą pewnego rodzaju symbiozę i funkcjonują? Czy krem bez konserwantów, nie staje się tykającą bombą zegarową?
Rozwiązaniem mają być produkty naturalne, stuprocentowo naturalne, oparte o ekstrakty roślinne, o olejki eteryczne. I rzeczywiście olejki są traktowane jako te, które nie mają bakterii, one same są bakteriobójcze, ale to nie jest takie oczywiste i nie jest takie jednoznaczne. Ekstrakty roślinne są bardzo często bogate w różnego rodzaju drobnoustroje, które mogą być z kolei pożywką dla bakterii albo same w sobie te drobnoustroje mogą być szkodliwe dla naszej skóry. Jednocześnie, jeżeli nie dbamy odpowiednio o skórę, nie ma tej właściwej bariery i ona nie pełni swojej funkcji ochronnej, to te bakterie, drobnoustroje mają dużo większe możliwości przedostania się do naszej skóry.
Jest jeszcze jedna kwestia: producenci kosmetyków kupują składniki od producentów składników/surowców, którzy twierdzą, że w przypadku ekstraktów, nie ma potrzeby konserwacji, bo np. surowce są przebadane. Ta wiara w zapewnienie/certyfiakcję producenta surowców nie powinna być 100 %, bo bardzo często okazuje się, że właśnie te surowce stanowią problem.
Do tego worka dziegciu dorzucę jeszcze temat samych badań. Możemy je wykonać na 3 sposoby, a wyniki nie zawsze są stuprocentowo jednoznaczne. Są w niektórych przypadkach normy, które dopuszczają większą ilość patogenów, w innym rodzaju testu te same normy są nieoznaczalne i tak na dobrą sprawę nie zawsze stuprocentowo wiemy, czy rzeczywiście ten kosmetyk jest 100 % czysty biologicznie.
Czy rzeczywiście konserwantów powinniśmy się bać?
Aby mieć pewność, aby jednak móc spokojnie stosować kosmetyki na twarz, powinny one mieć konserwanty. I tu ważna kwestia : im lepszy kosmetyk, tym mieszanka konserwantów (miks różnych składników w dopuszczalnym stężeniu) będzie tak skomponowana, by chronić w szerokim spektrum przed patogenami. To też służy temu, żeby ten kosmetyk dłużej mógł na naszej półce – czy w łazience, czy w sypialni – przebywać.
Czy można mieć kosmetyk bez konserwantu?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i bardzo jednoznaczna. Nie!!!
Po pierwsze i najważniejsze, nie przeszedłby testów mikrobiologicznych, które są obowiązkowe przy zgłoszeniu kosmetyków do obrotu. Sam kosmetyk może nie wykazywać, ale na pewno surowiec, (jeżeli mówimy o składnikach naturalnych, czy o kompleksie, który jako składnik naturalny jest dodawany do kosmetyku), musi być zakonserwowany, co oznacza, że deklaracja marketingowa mówiąca, iż produkt jest bez konserwantów, jest mocno naciągane!!!
Co zatem zrobić? Wierzyć trendom? Uznać, że konserwanty to zło wcielone?
Moja odpowiedź to: ZACHOWAĆ ZDROWY ROZSĄDEK
Konserwanty w kosmetykach muszą być. bez tego eryzykujemy swoim zdrowiem. Dobrze skomponowane kosmetyki, będą miały wylistowaną dużą ilość konserwantów, ale będa one w małych ilościach. Są też konserwanty, które nie podrażniają i sa bezpieczniejsze niż inne: i tu mocny przytup, bo tej kategorii należą PARABENY!!!. Nagonka na parabeny spowodowała, że stosujemy inne konserwanty, mniej zbadane, mniej bezpieczne. Możemy się przed tym bronić? TAK! Wystraczy, że zadbamy o równowagę hydrolipidową naszej skóry, a ta będzie skutecznie broniła sie przed przepuszczaniem niechcianych składników.
Podsumowując: zachowaj umiar, nie szalej w żadną ze stron i zastanów się czego bardziej się boisz: konserwantów czy zakażenia i chorób skóry?
Miłego dnia
Agnieszka Zielińska
Twój Skin Ekspert