Słońce za oknami czasami wychodzi, ale to nie zmienia faktu, że wszystkie możliwe reklamy już nas zachęcają do tego, żebyśmy przygotowały swoje ciała do akcji bikini. Czyli w cudowny sposób sprawiły, by nasza skóra była gładka, całe ciało szczupłe, wygładzone, czyli dopasowane do wizerunku, który jest lansowany w mediach. O tym, jak i czy w ogóle mogą działać preparaty przeciwcellulitowe, już pisałam i możecie znaleźć to tutaj[KLIK], ale postanowiłam jednak sprawdzić na własnej skórze. No bo jeżeli czytam na opakowaniu „do 5 centymetrów w obwodzie uda mniej”, no to powiedzmy sobie otwarcie, wolałabym coś takiego niż katowanie się dietą (dieta pal licho, ale to niejedzenie słodyczy…), ćwiczeniami i pilnowaniem tak na dobrą sprawę całe życie idealnej sylwetki.
W związku z tym podjęłam próbę eksperymentu, który trwał ok. 5 tygodni. Jedną nogę, a dokładnie jedno udo smarowałam preparatem antycellulitowym. Drugą nogę (czyli drugie udo) traktowałam dermorollerem, (a dokładnie mówiąc stemplem) wraz z preparatem typowo antycellulitowym, ale przeznaczonym do stosowania przy dermorollerach.
Dlaczego tak? Po pierwsze chciałam zobaczyć jaki będzie efekt, jeżeli będę próbowała w miarę regularnie używać jednego preparatu, czy to rzeczywiście jesteśmy na tyle systematyczne i zdyscyplinowane, żeby to robić oraz oczywiscie, jaki będzietego efekt. Czy będzie się zmieniała skóra, czy będzie widoczny efekt dodatkowy, no i czy zobaczę te 5 centymetrów mniej w udzie. Chciałam też porównać czy jeśli zadziałam mocniej, dużo bardziej boleśnie, ale stosunkowo z mniejszą ilością pracy, czy ten efekt będzie…no właśnie porównywalny, lepszy? – krótko mówiąc, co jest skuteczniejsze i co się bardziej opłaca dla nas zrobić?
Eksperyment czas zacząć!
Jak każda kobieta podeszłam do tematu z dużym zapałem i z dużym zaangażowaniem. Dzięki temu rzeczywiście przez pierwsze dwa tygodnie bardzo mocno pilnowałam smarowania dwa razy dziennie swojej prawej nogi preparatem gwarantującym mi do 5 cm mniej w obwodzie uda. To była dość duża zachęta i nawet po pierwszych dwóch tygodniach widziałam jakieś drgnięcie w centymetrach rzędu 0,5 cm :). Teoretycznie w ciągu czterech tygodni powinnam osiągnąć cel zblizony do 5 cm, czyli w kolejne dwa powinnam zobaczyć dużą poprawę. Powiedzmy sobie otwarcie, nie zobaczyłam. Oczywiscie stoją za tym jeszcze inne powody nie sam pordukt na cellulit. W pierwszych dwóch tygodniach nie jadłam słodyczy w ogóle, potem pojawił się okres, pojawił się stres, pojawiło się mega szybkie tempo pracy, więc nie byłam również aż tak systematyczna. Myślę, że tu po prostu zachowywałam się jak każda przeciętna, normalnie funkcjonująca kobieta, która ma jeszcze dodatkowe, inne obowiązki. Krótko mówiąc, pilnowałam przynajmniej raz dziennie stosowania, dwa to już był duży wyczyn, zdarzało mi się czasami nawet nie posmarować. I oczywiście tu producent może powiedzieć, że to jest mój błąd i moja wina, bo nie stosowałam się do rekomendacji i instrukcji na opakowaniu. Zgadzam się, niemniej jednak, nawet jeżeli nie do pięciu centymetrów, to powinnam widzieć jakieś efekty.
Efekty po zastosowaniu kremu na cellulit
Jakie efekty zobaczyłam? Po pierwsze, rzeczywiście skóra bardziej gładka, bardziej ujędrniona, nawilżona i to jest niewątpliwie plus takiego produktu. Zastanawiam się czy zatem nie należałoby go stosować w ogóle jako balsam do ciała. Czy zauważyłam zmiany w wyglądzie cellulitu? Niewielkie, jest on dalej widoczny, jak był. Poza jakością skóry nie widzę żadnego efektu, ale sam fakt smarowania, masowania też jest dobry. Co ciekawe producent nie uwzględnia w żaden sposób tego, co ja robię z dietą. Bo równie dobrze mogłabym w tym momencie stwierdzić, że przecież skoro smaruję się takim preparatem, to już mogę zjeść wszystko :). Co paradoksalnie mogłoby się skończyć przyrostem pięciu centymetrów w udach, a nie zmniejszeniem ich obwodu. To po raz kolejny pokazuje jak z dużym przymrużeniem oka należy traktować deklaracje marketingowe.
A co z centymetrami? No cóż, po czterech, właściwie pięciu tygodniach, dość może nie ”brutalnej walki”, ale takiej trudnej walki z samą sobą i z moimi własnymi ograniczeniami oraz z tym, co warto zrobić, co nie zrobić, jeżeli chodzi o wieczór czy poranek widzę 1 cm (słownie jeden centymetr) mniej w obwodzie uda. Czy mogę powiedzieć, że w zwiazku z tym preparat zadziałał? Jeszcze nie, bo powiedzmy sobie otwarcie, nie mam kompletnie zielonego pojęcia i nie jestem w stanie tego stwierdzić, czy jest to efekt diety czy ćwiczeń…hmm, ok przyznaję się, ćwiczeń raczej nie, bo te akurat z racji wyjazdów mi wypadły. Co zatem zadziałało? Dieta, mniejsza ilość jedzenia, większego tempa mojej pracy czy smarowania? Pewnie po części trochę każdego. Jak na 5 tygodni walki dla mnie ten efekt jest dość mizerny. Nie nakłania mnie do regularnego używania tego produktu.
Oczywiście to nie koniec mojego eksperymentu, bo zostało mi zasugerowane na Instagramie, że są preparaty, które rzeczywiście działają i te zamierzam też przetestować. Kończąc tutaj wniosek, jeżeli chodzi o tanie rzeczy, tanie marki, bo te składy są bardzo podobne, ujędrnienie skóry, wygładzenie skóry, uelastycznienie skóry i nawilżenie skóry, w tym miejscu też jest bardzo istotne. Więc pod tym względem, jeżeli tylko w ten sposób się nastawimy na to i przy okazji się ucieszymy, że coś zrzuciłyśmy z naszego obwodu uda, super. Natomiast nie oczekujmy, że to będzie jedyne rozwiązanie, które da nam efekty.
Efekty po dermorollerze
Jak wygląda sprawa drugiego uda? Czyli tego, które było nakłuwane, tak jak wspomniałam, nie rollerem w czystej postaci, ale stemplem z igłami o długości dwóch milimetrów, czyli takimi, które mają prawo się przebić do skóry właściwej, a tak na dobrą sprawę powinny i trochę głębiej. Może tak, może nie, to zależy od grubości skóry. Założyłam, że zrobię 4 zabiegi w ciągu 4 tygodni (raz na tydzień). Od razu powiem, że nie było przyjemne, oczywiście było wykonywane w znieczuleniu (krem EMLA) i w bardzo mocnym tutaj pilnowaniu czystości i septyczności całego eksperymentu. Miałam jeszcze jeden powód, aby wykonać taką wersję eksperymentu. Po pierwsze, eksperyment miał sprawdzić to, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie w ten sposób ten cellulit ruszyć, ale druga kwestia, która mnie interesowała i to nawet troszeczkę bardziej to czy jestem w stanie ruszyć stare rozstępy. Ten temat rozwinę w kolejnym artykule, ale test już zaczęłam.
Najpierw jednak cellulit. Sam zabieg może nie był aż tak bolesny, jak skóra po zabiegu. Rekonwalescencja była bardziej problematyczna niż na twarzy, szczególnie, że robiłam zabieg na noc, więc musiałam potem uważać, na ktorej stronie śpię 🙂 Skóra też dłużej dochodziła sobie do siebie. Na pewno wpływ na to miał fakt, że ja też aktywniej nakłuwałam ją z zabiegu na zaieg. Zdecydowanie nie należało pokazywać się publicznie 😉 Po nakłuwaniu smarowałam się specjalną ampułką z dużą dawką kofeiny i substancji typowo ujędrniających, napinających skórę i przeciwcellulitowych.Efekt końcowy na skórze? W przypadku mikronakłuwania cały proces jeszcze trwa. Obecne odczucie nie jest tak fajne jak w przypadku kremu. Skóra nie jest tak jędrna i tak gładka, jak po drugiej stronie, dlatego, że nie była smarowana codziennie. Była smarowana raz na tydzień. Jednak centymetrowo efekt jest lepszy, bo mam 2cm (słownie: dwa centymetry) mniej w obwodzie uda. Do zastanowienia czy ten wynik wart jest swojej ceny 😉
Wyraźnie widać, że wykluczając dietę i aktywność fizyczną, aby zadziałać na cellulit przez skórę, trzeba się przedostać do niej głęboko. Co teraz? Dostałam informację na Instagramie od jednej z marek, że ich preparat działa, również jedna z moich klientek widziała efekty – mogę kontynuować test, w najgorszym razie ujędrnię sobie skórę, w najlepszym pozbędę się cellulitu 🙂
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Czy osiągniete efekty są trwałe? To oczywiście kwestia czasu i mojego stylu życia, ale centymetr pokazuje powrót do rzeczywistości, szczególnie tam, gdzie w użyciu był krem…ehhh…
A co Ty sądzisz o moim eksperymencie? Jak radzisz sobie z cellulitem? Daj znać w komentarzach 🙂
Miłego dnia
Agnieszka Zielinska
Twój Skin Ekspert