Im dłużej pracuję ze skórą i jej pielęgnacją, tym bardziej dochodzę do wniosku, że kosmetyk musi spełniać jakąś funkcję: musi działać na skórę, działać zgodnie z funkcjonowaniem skóry.
W przeciwnym razie stosowanie go nie ma sensu. Podstawowa pielęgnacja nakładana codziennie rano i wieczorem, zakładając, że jest funkcyjna, ma możliwości, aby swoje zadanie wykonać. A co z pielęgnacją dodatkową? Mgiełki, peelingi czy maski? Warto? Nie warto? A jeśli warto to co i kiedy?
Zazwyczaj, gdy układam nową pielęgnację nowej klientce, nie uwzględniam pielęgnacji dodatkowej w postaci peelingów i masek. Przyczyna jest bardzo prosta. Dokonuję tylu zmian, wywracam światopogląd pielęgnacyjny tak bardzo, że nie ma sensu „zaśmiecać” sobie głowy dodatkami. Dopiero, gdy ona sama się oswoi z nową pielęgnacją albo sama powie ja lubię maski, myślimy nad dodatkami.
A tak naprawdę czy są one nam potrzebne?
Jak podejść do masek maseczek peelingów jak się w nim odnaleźć, kiedy ich używać?
Zacznijmy od peelingów, bo będzie to najszybsza odpowiedź.
Jeśli myśląc o peelingu do twarzy wyobrażasz sobie peeling z ziarenkami, kuleczkami lub innymi drobinkami – to moje zdanie w tek kwestii jest bardzo proste – nie używać.
Dlaczego nie?
Bo trzesz skórę. Nie tylko usuwasz martwy naskórek (który i tak by sam zszedł), ale naruszasz barierę hydrolipidową i drażnisz skórę. Ciekawe, że nikt nie wymyślił jeszcze, że najprostszą wersją peelingu były papier ścierny…efekt ten sam, a dużo tańszy…
Rozumiesz o co chodzi?
Co z peelingami enzymatycznymi?
Enzymy roślinne (głownie bromelaina i papaina) są jak najbardziej ok. Ale…też trzeba wiedzieć, kiedy ich użyć. Peelingi enzymatyczne dobierają się do martwych komórek naskórka (tych samych, które chciałabyś zetrzeć granulkami), ale zamiast je ścierać, one je „zjadają”. Jeśli mamy wersję łagodną peelingu nie podrażni nam on skóry, ale wersje bardziej naturalne z większą zawartością enzymów mogą skórę podrażnić.
Kiedy taki peeling się przydaje?
Jako przygotowanie do pielęgnacji kwasami, retinolem, ale też, gdy robimy sobie domowe spa i np. po peelingu użyjemy serum i maski nawilżającej (o tym za chwilę trochę więcej).
Mamy jeszcze jedną kategorię peelingów – ja nazywam je peelingami azjatyckimi – to te peelingi, które po zastosowaniu i potarciu skóry wizualnie złuszczają nam naskórek. Nabrałam się na to na początku i myślałam, że aż tyle naskórka mi schodzi. Prawda jest taka, że oprócz składników cytrusopochodnych, które działają podobnie jak enzymy, sama konsystencja jest tak skonstruowana by dać nam taki efekt. Ale z racji ich łagodności możesz je zastosować, szczególnie, że skóra jest po nich gładka i miła w dotyku, a przecież tego chcesz najbardziej ? Uwaga, tylko nie przesadź z częstotliwością – raz na tydzień zdecydowanie wystarczy
A co z maskami?
Rynek oferuje na tym momencie 2 rodzaje masek: maski w płachcie wywodzące się głównie z Azji (choć polskie firmy już też zaczęły takie maski produkować) i maski o konsystencji kremowej.
Jedne i drugie mają w teorii przeróżne funkcje: nawilżające, rozjaśniające, przeciwzmarszczkowe – słowem, czego tylko dusza zapragnie.
Czy rzeczywiście zadziałają zgodnie z opisem?
Największym plusem masek w płachcie jest to…że są w płachcie. Nałożenie płachty (szczególnie jak jest ucharakteryzowana na zwierzątko) jest zabawą, dajemy sobie radość, a przy okazji mamy poczucie, że robimy coś dobrego dla skóry.
Wszystko ok., jeśli nie wychodzimy z założenia, że sama maska nam wystarczy.
Niezależnie do dodanych składników większość masek w płachcie działa tylko i wyłącznie nawilżająco + może trochę rozjaśniająco (ale w kontekście kolorytu skóry, nie przebarwień). Mocne składniki mają zbyt małe stężeni,a by dać nam oczekiwany czy opisywany efekt wow po zastosowaniu maski.
Podobnie jest z maskami kremowymi.
Te mają jeszcze mocniejsze działanie nawilżające (ze względu na kremową konsystencję, czyli zawartość emolientów w składzie, dzięki którym mamy okluzję). Minusem masek w kremie jest to, że często ich jedyne działanie bazuje na parafinie, dzięki której nie paruje woda, a my mamy na skórze efekt wow. Ale w dłuższym okresie stosowania, zaczną nam one wysuszać skórę.
Oczywiście mówię o maskach ogólnie dostępnych, takich, które chwycisz będąc w drogerii, perfumerii, bo masz ochotę zrobić coś dla swojej skóry.
I jeśli w ten sposób myślisz o maskach – to zastanowiłabym się czy powinnaś je kupować. maska nie jest produktem, który ma zrobić „coś”. Zresztą dotyczy to każdego kosmetyku. KAŻDY KOSMETYK MA SPEŁNIĆ OKREŚLONE ZADANIE NA SKÓRZE. Wtedy ma sens jego stosowanie.
Żadna maska nie da Ci efektu wow, skóra się diametralnie nie poprawi. Przez czas nałożenia maski i po nim będzie miła i gładka, ale to minie, jeśli nie będzie połączone z właściwą pielęgnacją.
To używać czy nie?
Jeśli już wiesz, że peelingi i maski to elementy dodatkowe, łatwo się nimi pobawić i dać skórze dodatkowe nawilżenie, dzięki któremu będzie wyglądała bardziej soczyście.
Jak to zrobić?
Mój patent (dobry dla każdej skóry odwodnionej to):
Krok 1: Peeling (użyłam It’s Skin Mangowhite peeling, ale może być też np. Mizon Vita Lemon Sparkling Peeling lub peeling enzymatyczny)
Krok 2: Maska w płachcie (dobre maski to np. LOMI LOMI z Hebe, Benton, Skin 79 ze zwierzątkami, It’s Skin Power 10 Formula Mask Sheet VC )
Krok 3: po ściągnięciu maski nałożyłam serum nawilżające. Moja wersja to ukochany LIQ CE night mask vit E
Krok 4: maska kremowa – testowałam różne opcje kupione w Carrefour i naprawdę świetnie sprawdziła się AA Beauty Bar maksymalne nawilżenie (niebieska saszetka), ale też Eveline Ekspert Odmłodzenia Ujędrnienie przeciwzmarszczkowa maseczka peptydowa. Inne opcje to np. Nacomi Aqua Hydra Skin czy Laneige water sleeping mask.
To tylko wygląda na skomplikowane, ale na zrobienie czegoś dobrego (czyli intensywnego nawilżenia skóry) jest świetnym rozwiązaniemi wbrew pozorom wcale nie takie czasochłonne.
Na koniec mgiełki i esencje…
Już pisałam kiedyś [KLIK] czym jest esencja i dlaczego dla nas jest to dość dziwne rozwiązanie. Jeśli mówimy o typowo azjatyckich esencjach, nafaszerowane składnikami odżywczymi czy fermentami z drożdży, to tych używam często jako serum (w zależności od konsystencji). Ale pojawiły się na naszym rynku również polskie rozwiązania i do nich trzeba podejść trochę inaczej. Niektóre esencje by działać zawierają w sobie kwasy, które gwarantują efekt działania kosmetyku, ale jeśli o nich nie wiesz lub nie zauważysz, to możesz sobie podrażnić skórę.
Mamy też esencje typowo nawilżające i do nich należy np. Miya myBeautyessence kokosowa (nie ma oleju kokosowego :)). Ja jej używam najczęściej do wzmocnienia nawilżenia skóry w ciągu dnia, szczególnie gdy wiem, że moja poranna pielęgnacja nie była wystarczająca. Jak to zrobić? Pomimo tego, że produkt jest w butelce z atomizerem, nakładam płyn na dłonie, rozsmarowuje w dłoniach i tak przygotowany delikatnie przykładam do skóry. Nie rozcieram makijażu po prostu delikatnie oklepuje skórę.
Inny pomysł na podobne działanie to peeling Whamisa. Zdziwiona? Peeling? Nawilżająco ma zadziałać? Otóż jest to dość dziwny peeling, bo to Whamisa Organic Flowers Finger Mitt Peeling, czyli płatki nakładane na dwa palce, nasączone płynem/serum nawilżającym. Peeling skóry ma dać mechaniczne pocieranie – na to zgody mojej nie masz, ale delikatne oklepanie skóry (nawet z makijażem) da efekt super nawilżenia, koreańskiego glow na skórze. Kiedy się przyda? W podróży, w biurze z klimatyzacją, ale też na wielkich imprezach typu wesele aby makijaż lepiej się trzymał i wyglądał.
Jak widzisz pielęgnacyjnymi dodatkami można się pobawić, a dzięki tej zabawie otrzymać niezłe efekty pielęgnacyjne. jednak nigdy dodatki nie zastąpią regularnej, systematycznej pielęgnacji rano i wieczorem.
A Ty jak traktujesz peelingi, maski i mgiełki?
Miłego dnia/wieczoru
Agnieszka Zielińska
Twój Skin Ekspert